niedziela, 18 stycznia 2015

Jesteśmy w domu, czyli w życiu się tak nie bałem.....

Przeglądając odmęty internetu natknąłem się na tekst: " nie zaznał strachu ten, kto nigdy nie miał dzieci".  Zacząłem się zastanawiać: jak to było w moim przypadku? Pierwsze dni w domu... masakra ...sprawdzałem co chwilę czy młody w ogóle jeszcze oddycha.

Ale zacznę od początku, czyli mms`a od Loli:


"Cześć tatuśku"

Po całym dniu wielkiej radości, którą starałem się nieudolnie ukryć (przecież test nie daje 100% pewności) przyszedł czas na rozmyślenia: Jak to teraz będzie? Czy dziecko będzie zdrowe? Czy damy radę? Czy jestęśmy gotowi na dziecko? Czy finansowo podołamy? i tak dalej. Na całe szczęście z firmy do domu jadę tylko godzinę i chwila rozmowy z Lolą rozwiała moje wszystkie wątpliwości, Jednak wewnętrzny strach pozostał....

Potem przyszły badania genetyczne usg  i kolejny strach czy z maleństwem wszytko jest o.k.? Pierwsza wizyta i od razu skierowanie do szpitala na badania prenatalne! Maleństwo nie chciało współpracować, lekarz nie mógł go zmierzyć . Kilka dni później na wizycie u innego lekarza okazało się że wszystko jest ok. Koniec końców i tak wylądowaliśmy w szpitalu, tym razem lekarz nie widział żołądka (na wcześniejszych badaniach widział i co nagle zniknął?). Znowu parę dni strachu, czy oby na pewno wszystko jest tak jak być powinno?? Wizyta w szpitalu.... kolejka w izbie przyjęć...kolejka do badania na oddziale...... Pani doktor stwierdza, że nie wie po co my tutaj jesteśmy przecież wszystko ładnie widać. Całe szczęście do końca ciąży nie było większych powodów do zmartwień. Jednak wewnętrzny strach pozostał...

Wreszcie nadszedł dzień porodu. . 11:50 zabierają Karolinę na salę operacyjną. Wcześniej dowiedziałem się, że za 10-15 minut młody powinien być już przewieziony na salę noworodków. Stoję w korytarzu i czekam.. 5 minut.. 10 minut ..... 15 minut ....25 minut i  nic. Ciśnienie 300 w głowie pojawia się myśl coś jest nie tak?! Łapię położną i pytam co się dzieje? W odpowiedzi usłyszałem: Panie oni jeszcze nie zaczęli. Lekko się uspokajam i czekam dalej... 12:40... wiozą Szymka cały i zdrowy 10 pkt. Jednak wewnętrzny strach pozostał...

Długo wyczekiwany dzień powrotu do domu. Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie. Z drugiej strony chyba też najbardziej przerażonym. Jak pisałem wyżej, gdy spał sprawdzałem czy oddycha, bałem się, że nie przeżyje nocy. Nie wiem skąd mi się to wzięło ale tak miałem.

Strach towarzyszył mi praktycznie od momentu gdy dowiedziałem się że będę tatą. Teraz z perspektywy 9 miesięcy ciąży i 3 miesięcy życia Szymka wiem, że ten strach był wyolbrzymiony. Po prostu nauczyłem się z nim żyć.  

Jednak wewnętrzny strach pozostał...








2 komentarze:

  1. pamiętam swoje początki, jak mi naopowiadali o śmierci łóżeczkowej. Sprawdzałem w nocy czy mała oddycha i czy monitor oddechu działa :) to była masakra. Teraz po 9 miesiącach człowiek się z tego śmieje ale wtedy to był horror.
    Fajny blog. Zapraszam do mnie na autopoludzku.Blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że mama i tata martwią się tak samo. Wewnętrzny strach również mi towarzyszy i obawiam się, że dlugo nie da mi spokoju. Nam na początku pomógł monitor oddechu, a poza tym Mała budziła się tak często, że nie miałam wątpliwości, że wszystko jest ok. ;)

    OdpowiedzUsuń